Działacze PGE Stali Rzeszów zabezpieczyli się przed wysoką wygraną i przed barażami ustaliła mniejsze premie za punkty. - Jeszcze nie sprawdzałem dokładnie ile kosztowały nas oba mecze barażowe, ale rzeczywiście kwota 0,5 miliona złotych może odpowiadać rzeczywistości - przyznaje prezes rzeszowskiego klubu Andrzej Łabudzki.

Koszt byłby z pewnością jeszcze większy gdyby nie to, że przed spotkaniem działacze ustalili z czołowymi zawodnikami nieco inne warunki finansowe niż podczas meczów PGE Ekstraligi. Zawodnicy i prezes uznali to bowiem za lepsze rozwiązanie niż rezygnowanie z występu najlepszych żużlowców.

- Nie mogliśmy odwołać Grega Hancocka i Petera Kildemanda, bo oni nigdy nie zostawili nas w potrzebie. Pamiętam w jakim stanie była ręka Petera Kildemanda podczas meczu z GKM-em Grudziądz. Duńczyk wiedział jak ważny to dla nas mecz i nawet nie przeszło mu przez myśl by odpuścić sobie przyjazd do Rzeszowa. Z tego powodu wolę dopłacić trochę zawodnikom niż kompromitować klub w ich oczach - mówi Łabudzki.

Nie jest bowiem tajemnicą, że marzeniem prezesa jest utrzymanie dotychczasowego składu. Odwołanie udziału liderów w barażu mogłoby bardzo źle wpłynąć na relacje pomiędzy klubem a żużlowcami. Dodatkowo przed spotkaniem barażowym doszło do wstępnych rozmów odnośnie kontraktów na przyszły sezon. Zawodnicy nie usłyszeli jednak żadnych konkretów, bo na to w Rzeszowie jest jeszcze zdecydowanie za wcześnie. - O nazwiskach i sumach będziemy mogli mówić najwcześniej za 2-3 tygodnie - zdradza prezes.