Szum w sprawie kryzysu gospodarczego na świecie trwa. Jak informowaliśmy państwa działacze klubów żużlowych zastanawiają się jak przetrwać ten kryzys. Jedną z metod ma być renegocjacja kontraktów. Kluby Ekstraligi w tej sprawie są podzielone: cztery zespoły Stal Gorzów, Wybrzeże Gdańsk, Włókniarz Częstochowa oraz Polonia Bydgoszcz, chcą, aby renegocjować kontrakty. Natomiast przeciwni temu są działacze Unibax-u Toruń, Unii Leszno, ZKŻ-tu Zielona Góra i Atlas-u Wrocław.

"Nie tylko wysoki kurs euro, ale recesja i wycofanie się sponsorów, zmusza nas do takich ruchów" - tłumaczy Marian Maślanka (prezes Włókniarza Częstochowa).

Inne zdanie ma prezes Atlasu Wrocław Krystyna Kloc: "Nie chcemy wyjść na durniów, każdy musi odpowiadać za swój klub. Takie zmiany wprowadzone po okresie podpisywania kontraktów byłyby niemoralne".

"Najlepsi zawodnicy i tak dostaną tyle, ile chcą. A zawirowania euro były do przewidzenia. Gdybyśmy teraz zmienili kontrakty, byłoby to wsadzenie kija w mrowisko" - dodaje Robert Dowhan (prezes ZKŻ-tu Zielona Góra).

Podobne zdanie jak działaczy z Zielonej Góry i Wrocławia mają zawodnicy. Jednym z tych zawodników jest lider Unii Leszno Jarosław Hampel. "To nie do przyjęcia. Jesteśmy żużlowcami, mamy swoje firmy, prowadzimy własną działalność gospodarczą. My także musimy planować budżety, zatrudniamy po kilka osób, którym trzeba zapłacić. Dużo wydajęmy na przygotowanie sprzętu. A żaden z producentów nie chce nam dawać upustów w związku z kryzysem. Przecież prezesi, którzy teraz chcą obniżać wynagrodzenia, już w grudniu i styczniu wiedzieli, że kurs euro jest bardzo wysoki. Ci sami panowie jesienią podbijali stawki w wyścigu po wolnych zawodników. A teraz próbują szukać oszczędności. Nie tędy droga" - krytykuje lider Byków.