Jeden z najbardziej utytułowanych żużlowców na świecie, Greg Hancock, wciąż nie znalazł klubu w polskiej lidze. Popularny „Grin” zdecydował się co prawda na starty w Stali Rzeszów, lecz drużyny z Podkarpacia nie ujrzymy w rozgrywkach, z racji tego iż nie otrzymała ona licencji. W związku z tym zarówno Amerykanin jak i pozostali byli już zawodnicy „Żurawi” zostali bezrobotni.

Część z nich znalazła sobie nowe ekipy. Miejsca dla siebie nie odnalazł jeszcze czterokrotny Indywidualny Mistrz Świata. - Chodzi tylko o pewien kompromis i zawarcie umowy. Jeżeli ja chcę 10 dolarów, a ktoś chce mi dać 9, to logiczne jest, że trzeba znaleźć coś pomiędzy tym. Pieniądze sprawiają, że nasz świat się kręci, a żużel jest dla nas pracą. Miałem mnóstwo ofert na stole. To ode mnie zależy jakie miejsce wybiorę. Nie wszystko zależy od samych finansów – przekazał.

Wiele zespołów w kraju nad Wisłą ma już zamknięte kadry i dopięty budżet na sezon 2019. Pomimo tego kilku prezesów widziałoby Grega Hancocka w swojej drużynie. 48-latek otrzymał dwie oferty, lecz do sprawy podchodzić zamierza na spokojnie. - Muszę trafić do takiego miejsca, gdzie będę się czuł dobrze. Nie chcę zrobić czegoś takiego, by dojść do klubu z przymusu. Kilkakrotnie zrobiłem tak w przeszłości i niezbyt dobrze to na mnie zadziałało. Jazda samemu nie jest przyjemnością. Zawsze chce się być w drużynie i wygrywać tytuły razem z kolegami. Mam w tej chwili dwie konkretne oferty i zobaczymy co z tego wyniknie. Jeszcze jest dużo czasu i jeśli nadejdzie odpowiedni moment, poinformuję o swojej decyzji. To może być dzisiaj lub za dwa miesiące. Najważniejszy jest dla mnie fakt, iż muszę czuć się komfortowo w tym miejscu – zakończył.