Greg Hancock podpisał podwójny kontrakt z PGE Stalą Rzeszów. Z informacji Przeglądu Sportowego wynika, że nie zostanie za to zawieszony. Na „lewy” kontrakt Hancocka ze Stalą natknęli się audytorzy Ekstraligi Żużlowej. Znaleźli oni dokument, z którego wynikało, że klub znajdzie zawodnikowi sponsora na 400 tysięcy złotych, w innym razie sam wypłaci te pieniądze.

Takie zapisy są niezgodne z regulaminem finansowym. Mało tego, w umowie, którą klub przesłał przed sezonem do spółki zarządzającej rozgrywkami tego punktu nie było.

Sprawa Hancocka ma być rozstrzygnięta w tym miesiącu. Już wiadomo, że straci on 400 tysięcy z „lewej” umowy. Nawet jeśli klub już przelał tę kasę na konto Amerykanina to będzie on musiał ją zwrócić. Dodatkowo zapłaci też finansową grzywnę. Maksymalnie grozi mu 50 tysięcy złotych kary. Wcześniej mówiło się też o możliwym zawieszeniu, ale tego Ekstraliga Żużlowca nie chce robić, bo tym sposobem ukarałaby KS Get Well Toruń.

Zdaniem Przeglądu Sportowego stanowisko EŻ wydaje się o tyle logiczne, że gdyby chciano ukarać surowiej Hancocka to należałoby też dać mocno po łapach rzeszowskiemu klubowi, który i tak jest już w ogromnych tarapatach. Musi do końca lutego porozumieć się z zawodnikami odnośnie spłaty blisko 2-milionowego zadłużenia. Zawieszenie Hancocka oznaczałoby też, że rykoszetem dostałby Toruń, który nic nie wiedział o sprawie. W momencie, kiedy ujrzała ona światło dzienne wszyscy dobrzy żużlowcy byli już pozajmowani, więc KS Get Well miałby olbrzymie problemy ze znalezieniem sensownego zastępcy dla Hancocka.