Trudne rozmowy Chrisa Holdera z KS Toruń to okazja dla Grega Hancocka, który zgłasza gotowość od jady w zespole budowanym przez menedżera Jacka Gajewskiego. Ostatnia oferta Torunia dla Holdera to 500 tysięcy złotych za podpis i 5500 złotych za punkt. Australijczyk chce jednak 700 tys. zł za podpis i 7000 zł za punkt. Mówi, że jak tego nie dostanie to przeniesie się do Wrocławia.

Anioły na pewno nie przystaną na warunki Holdera, bo klub nie chce płacić zawodnikom wielkiej kasy za podpis. Pula pieniędzy na ten cel jest ściśle wyliczona i menedżer nie wyda ani grosza więcej ponad to co ma. Zresztą KS Toruń i tak zrobił ukłon w stronę Australijczyka proponując mu pół miliona.

Przykładowo Grigorij Łaguta dostał za podpis tylko 300 tys. zł (plus 7000 złotych za punkt). Poza wszystkim Toruń nie jest skazany na Holdera, bo na jego miejsce jest co najmniej dwóch poważnych kandydatów. Pierwszy to Hancock, który za 500 tys. zł za podpis i 5000 zł za punkt jest gotów jeździć od zaraz.

Drugi to Peter Kildemand, choć w przypadku Duńczyka stawki finansowe miałyby wyglądać inaczej. Za podpis Duńczyk miałby dostać 250, góra 300 tys. zł a za punkt 5000 zł. Decyzja należy do Gajewskiego, który w przypadku definitywnego fiaska rozmów z Holderem musi zdecydować czy postawić na Hancocka, czy na Kildemanda.

Wiemy, że do tego drugiego ma pewne zastrzeżenia. Boi się, że jego ryzykowna jazda skończy się jakąś kontuzją i Toruń będzie miał dziurę w składzie. Minusem Hancocka jest to, że trudno budować na nim perspektywiczny zespół. Poza tym ciągnie się za nim opinia zawodnika, który interes drużyny stawia na drugim miejscu.