Start Gniezno nad przepaścią. Klub dobijają długi narobione w ekstralidze w 2013 roku. W tym roku spłacono tylko połowę transzy w ramach tzw. licencji nadzorowanej. - Władze miejskie w Gnieźnie muszą się wreszcie określić czy chcą żużla czy nie - mówi Robert Łukasik, szef rady nadzorczej Startu Gniezno SA.

- 20 listopada będzie sądnym dniem dla żużla w Gnieźnie. Do tego czasu nie podejmujemy żadnych decyzji - dodaje. Wtedy odbędzie się spotkanie działaczy Startu z Komisją Kultury Fizycznej i Sportu Urzędu Miasta, na której mają zapaść decyzje odnośnie pomocy dla zadłużonego klubu.

- Grudziądz czy Rybnik otrzymują od władz miejskich po 2,5 miliona złotych, a my tylko 320 tysięcy plus VAT - podkreśla Łukasik. - My nawet nie możemy się z nimi równać. Nadszedł czas, że nasze władze albo się nami zainteresują i pomogą, albo zamkniemy klub. Prywatne osoby są w stanie robić wiele, ale nie wszystko, bo po prostu pracują.

Przypomnijmy, że Start jest objęty tzw. licencją nadzorowaną (trzyletni plan naprawczy) i głównie z tego powodu ma problemy z zachowaniem płynności finansowej.

- Zadłużenie 1,8 mln złotych zostało rozłożone na trzy lata. Każdego roku musimy spłacać po 600 tysięcy. W 2014 roku to się udało, a teraz zrealizowaliśmy to w połowie. Pozostało więc do spłaty 900 tysięcy. Jesteśmy w stanie to zrobić, ale miasto musi nam pomóc w bieżącej działalności. Zwiększenie wsparcia do pół miliona rocznie to byłoby coś. Nie może być tak, że wizytówka regionu i główna atrakcja dla mieszkańców jest finansowana niemal wyłącznie przez prywatnych przedsiębiorców - zakończył.