Za nami Drużynowy Puchar Świata w Bydgoszczy. Wszystko wskazuje na to, że była to ostatnia impreza na kilka lat organizowana w tym mieście przy współpracy z brytyjską firmą BSI. Powody to oczywiście niska frekwencja na trybunach, ale także niewywiązanie się z pewnych zobowiązań przez miasto.

Zarówno kwietniowe Grand Prix, jak i minione zawody o Drużynowy Puchar Świata były znakomitym widowiskiem sportowym. Potwierdziło się na to, że na bydgoskim torze można stowrzyć naprawdę świetne ściganie i tym samym dać kibicom wiele emocji. Tym bardziej szkoda, że Bydgoszcz nie będzie w najbliższych latach organizować żadnych zawodów rangi mistrzostw świata.

- Żegnamy się i to pewnie na długie lata. Szkoda, bo przedstawiciele BSI zawsze mieli o nas dobre zdanie. Pewne braki udawało się nadrabiać właśnie dobrymi kontaktami z Anglikami i mimo wielu innych chętnych, otrzymywaliśmy prawa do organizacji zawodów. W tym roku już po raz ostatni. A pożegnanie było bardzo chłodne - mówi Leszek Tillinger na łamach "Gazety Pomorskiej".

Zdaniem Tillingera to miasto nie wywiązało się pewnych zobowiązań, co zaowocowało takim obrotem spraw. Z jakich? - Po pierwsze stadion. Już drugi raz Anglicy zostali oszukani w sprawie modernizacji obiektu. Obiecywano im to kiedyś, obiecano teraz. Albo remont, albo zbudowanie stadionu od nowa, w innym miejscu. Ile z tego wyszło, wszyscy wiemy - tłumaczy.

- Poza tym nie doszło do imprezy, która miała być jednym z najmocniejszych punktów Drużynowego Pucharu Świata w Bydgoszczy. Miała się odbyć na Starym Rynku, z wielką pompą. I promować nie tylko zawody, ale i Bydgoszcz - dodaje zawiedziony Tillinger.