30 uczestników kursu na instruktora żużlowego zdawało w niedzielę egzamin. Zaliczyli wszyscy zdobywając w granicach 38 do 40 punktów. Maksymalnie można było zdobyć 40 punktów, a jeśli dodamy, że do zaliczenia wystarczyło 21 punktów to można powiedzieć, że uczestnicy bardzo przyłożyli się do egzaminu. Zadowolony z wyniku był wykładowca, Marek Cieślak.

- Jestem pod dużym wrażeniem, bo ten egzamin to nie była lipa, ale poważne podsumowanie kilku dni wykładów – mówi Marek Cieślak, trener reprezentacji Polski.

W egzaminie brali udział byli i obecni zawodnicy. - Najważniejsze, że wypuściliśmy dużą grupę na trenerski rynek – podkreśla Cieślak. - Wreszcie skończy się szkolenie bez uprawnień. Często się to praktykuje i to nie jest dobre, bo w razie jakiejś tragedii na zajęciach, na których nie ma instruktora, klub może mieć poważne kłopoty - zauważa szkoleniowiec.

Pozostaje pytanie czy w przypadku zakończonego właśnie kursu na instruktora można mówić o sukcesie. W końcu składał się on tylko z dwóch weekendowych sesji.

Stanisław Chomski, były trener kadry i kilku ligowych drużyn, tłumaczył nam niedawno, że w tak krótkim czasie trudno zdobyć potrzebną wiedzę. Mówił, że kiedyś takie kursy trwały blisko rok. - Staszek ma rację, że to powinno trwać dłużej, choć z drugiej strony kto będzie chciał to dalej będzie się uczył i poszerzał wiedzę czytając wydawnictwa z psychologii, fizjologii czy metodyki – komentuje Cieślak.

- Osobny problem stanowi fakt, że żużel nie jest sportem akademickim. Nie ma na AWF-ie katedry żużla, nie ma nawet osób, które mogłoby robić wykłady. Swego czasu uczestniczyłem w dwuletnim studium trenerskim, gdzie wykładowcy przy nas zdobywali wiedzę na temat specyfiki żużlowego sportu. Można więc powiedzieć, że my, mam na myśli żużlowych szkoleniowców, jesteśmy samoukami, którzy swoje doświadczenia z toru i zawodniczej kariery przekazujemy naszym wychowankom. Inaczej się jednak nie da. W wioślarstwie są prace związane z ugięciem nogi, a żużlowców jest tak mało, że świat nauki się nimi nie interesuje. Kilkudniowy kurs zakończony egzaminem i tak wygląda poważnie przy tym co było za moich czasów. Ja i Chomski zdawaliśmy egzamin u inżyniera Zbigniewa Flasińskiego bez żadnych kursów – zakończył Cieślak.