Po zaciętej walce z zespołem Stanów Zjednoczonych, to drużyna Australii znalazła się w finale Drużynowego Pucharu Świata, który odbędzie się już w sobotę na stadionie Marketa w Pradze. Zadowolenia z awansu swojego zespołu nie krył menadżer Kangurów, Mark Lemon.

Zapytany o to, czy choć przez chwilę miał wątpliwości, że to właśnie jego drużyna uzyska awans, Lemon zaprzeczył z rozbrajającą szczerością i uśmiechem na ustach, choć po szesnastu wyścigach na tablicy wyników USA zrównało się z Australią punktami.

- Nie wątpiłem, do końca wierzyłem w tych chłopaków. To były bardzo ciężkie zawody, Greg Hancock był dzisiaj poza konkurencją i wykonał dla swojego zespołu doskonałą robotę. U nas w zespole pojawiły się dwie nowe twarze, mianowicie, Jason Doyle i Cameron Woodward. Wiadomo, jako drużyna mamy bogatą historię, radzimy sobie całkiem nieźle, w tej chwili w ranikingu jesteśmy numerem dwa i mamy szansę zachować to miejsce. Oczywiście w sobotę będzie to bardzo trudne osiągnięcie, to będzie dla chłopaków trudne wyzwanie mentalne i fizyczne. Plan "B" nie zawsze jest najlepszą drogą do finału, ale czasami opcja większego ryzyka bardziej się opłaca. Przed sobotą mamy czas się na nowo przegrupować i zobaczymy, co się wydarzy - powiedział po turnieju barażowym Lemon.

Z całą pewnością siła rażenia Australii wyglądałaby inaczej, gdyby w rozgrywkach o Drużynowy Puchar Świata mógł wystąpić aktualny Indywidualny Mistrz Świata, Chris Holder. - Wszyscy wiemy, że z powodu poważnej kontuzji, nie może jechać Mistrz Świata, Chris Holder. Chris oczywiście jest częścią zespołu, dzięki jego uprzejmości korzystaliśmy z jego silinków oraz z usług jego mechaników. Wszyscy życzymy mu szybkiego powrotu do zdrowia - dodał menadżer reprezentacji Australii.