Działacze Fogo Unii Leszno dotąd nie osiągnęli porozumienia z braćmi Pawlickimi. Zawodnicy mają delikatne pretensje o to, że klub najpierw przeprowadził rozmowy kontraktowe z zawodnikami z zewnątrz, a ich, wychowanków, zostawił na sam koniec.

- Nie ma się jednak o co obrażać, bo ustalając kolejność kierowaliśmy się dobrem klubu – mówi menedżer Adam Skórnicki. - Rok temu bracia poszli na pierwszy ogień i pamiętamy co z tego wyszło (kontrakty zostały podpisane w ostatnim dniu okienka – przyp. red.). Teraz zostawialiśmy ich na koniec zdając sobie sprawę z tego, że to ciężki temat. Baliśmy się, że jak na początku skupimy się na Piotrze i Przemku to inne sprawy przeciekną nam przez palce. Przyjęliśmy inną strategię i dziś możemy z większym spokojem patrzeć w przyszłość. Mamy pewne stabilne podstawy i całą energię możemy skoncentrować na rozmowach z naszymi wychowankami – przyznaje Skórnicki.

Menedżer liczy oczywiście mocno na to, że te negocjacje zakończą się powodzeniem i bracia zostaną w Lesznie. - To jest nasza wymarzona opcja. Jak już będziemy ich mieli to zamykamy okno transferowe. A jak się nie uda, albo jeśli zostanie tylko jeden z braci? Mam oczywiście z tyłu głowy taką opcję, choć wolałbym tego rozwiązania uniknąć. Na rynku nie ma w końcu wielkich możliwości. Zresztą jestem zwolennikiem budowania na swoich. Gdyby jednak z jakichś względów bracia nam uciekli, lub też zostałby tylko Piotrek to myślę, że pójdziemy w kierunku kogoś z dwójki Tomas H. Jonasson, Mikkel Michelsen. Tomasa ludzie oceniają słabo, ale on na to nie zasłużył. Za mało jeździł, żeby mu tak ostre cenzurki wystawiać. A Michelsen to duży talent. On był w Lesznie, ale trafił tutaj za wcześnie. Gdyby zjawił się teraz to korzyści z niego byłyby większe. Oczywiście, jeśli Piotr z Przemkiem zostaną to nie będzie ani tematu Jonassona, ani Michelsena, bo trzeba być uczciwym wobec zawodników. Nie mieliby szansy na jazdę, więc nie byłoby sensu ich trzymać – kwituje Skórnicki.