Jeśli Unia Leszno podpisze wkrótce kontrakty z braćmi Pawlickimi, to Musielak będzie skazany na walkę o skład zakończoną odesłaniem na trybuny. Musielak już w tym roku jeździł mało. Sprawę mocno skomplikowała mu kontuzja, ale to tylko część wytłumaczenia.

Nie ulega natomiast wątpliwości, że na drugi sezon siedzenia na ławie Tobiasz pozwolić sobie nie może, bo to oznaczałoby zrobienie dwóch kroków do tyłu. A jeśli Unii uda się zatrzymać Pawlickich, to Musielakowi ciężko będzie przebić się do składu, w którym są już Nicki Pedersen, Emil Sajfutdinow i Grzegorz Zengota.

Mikołaj Zgaiński, menedżer żużlowca, przekonuje jednak, że Tobiasz nie ma w planach zmiany barw klubowych. Nie chce tego robić, bo w Lesznie bardzo dobrze się czuje. Wizja oglądania ligowych spotkań w roli widza zupełnie go nie przeraża. - Raz, że niczego nie można przesądzać, a dwa że patrząc na sytuację na rynku, na to jak gdzie indziej płacą, pozostanie w Unii wcale nie musi być złym rozwiązaniem – zauważa Zgaiński. - Tobiasz zostając w Lesznie może też liczyć na duże wsparcie kibiców, sponsorów i klubu. Myślę, że dzięki temu zyska, wzmocni się psychicznie – dodaje menedżer zawodni.

Tak czy inaczej dla Musielaka byłoby lepiej, gdyby Unia nie doszła do porozumienia z Pawlickimi. W takiej sytuacji do klubu mógłby trafić ktoś z dwójki: Janusz Kołodziej, Jarosław Hampel. Pewnie też zatrzymanoby Tomasa H. Jonassona (menedżer Adam Skórnicki wspominał o takiej opcji). Tobiasz w końcówce minionych rozgrywek wygrał już ze Szwedem rywalizację o miejsce w składzie. Powtórzenie tego nie byłoby chyba jakimś wielkim problemem.