Prezes RKM Rybnik przyznał na piśmie, że klub zalega Mariuszowi Węgrzykowi z wypłatą 117 tys. zł. Pieniędzy nie zapłacił i nie musi tego robić, bo Polski Związek Motorowy i tak nie odbierze Ślązakom licencji na jazdę w I lidze. RKM otrzymał na razie licencję warunkową.

W marcu zostanie ona zamieniona na normalną, o ile rybniczanie uregulują dług wobec kilkunastu zawodników (na tej liście nie ma jednak Węgrzyka), ZUS-u i zapłacą zaległe składki od ubezpieczeń emerytalnych. - Słyszę i własnym uszom nie wierzę - dziwi się Węgrzyk. - Jak to jest możliwe, że nie uwzględniono moich roszczeń, skoro sam prezes Michał Pawlaszczyk wręczył mi własnoręcznie podpisane potwierdzenie należności. PZMot mając taki dowód powinien natychmiast odebrać klubowi licencję - dodaje żużlowiec.

Pismo, o którym mówi Węgrzyk, zostało sporządzone 16 listopada 2010 roku. 27 listopada RKM rozwiązał z zawodnikiem kontrakt nie podając powodu. Od tego momentu działacze utrzymują, że nic nie są swojemu byłemu pracownikowi winni. Sprawa wydaje się prosta, ale prezes PZMot Andrzej Witkowski przekonuje nas, iż w istocie jest bardzo skomplikowana.

- I to sąd musi rozstrzygnąć, czy RKM jest coś zawodnikowi winny - rozpoczyna. - Na razie sytuacja wygląda tak, że pismo potwierdzające należności jest nieważne, gdyż powinny być na nim podpisy dwóch działaczy. Po drugie my nie znamy dokładnie treści umowy między żużlowcem i klubem. Być może jest tam jakiś zapis umożliwiający jednostronne zerwanie kontraktu. Sąd ten dokument zobaczy, oceni, a potem my się do wszystkiego ustosunkujemy - zauważa prezes.

Więcej w Przeglądzie Sportowym.