Zwycięstwem drużyny Wielkiej Brytanii zakończył się pierwszy półfinał tegorocznych rozgrywek o Drużynowy Puchar Świata. Tym samym zespół z Wysp sprawił małą niespodziankę, ucierając nosa m.in. Australijczykom. 10 punktów na konto ekipy Aluna Rossitera zapisał Simon Stead.

Reprezentant Wielkiej Brytanii po sobotnim triumfie nie ukrywał zadowolenia. - To naprawdę przyjemne uczucie. Naszym zadaniem było spróbować zwyciężyć i udało nam się tego dokonać. Podstawą było to, że wszyscy dobrze punktowaliśmy, zadanie zostało wykonane, a to najważniejsze - podkreślił po sobotnich zawodach Stead.

Finał Drużynowego Pucharu Świata odbędzie się już w najbliższą sobotę na torze w Bydgoszczy. Owal przy ulicy Sportowej nie należy do tych, na których Brytyjczyk miał okazję do częstych startów. Liczy on jednak na podpowiedzi kolegów z zespołu. - To nie jest tor, na którym startowałem zbyt często. Z pewnością Bomber (Chris Harris - przyp. red.) i Tai Woffinden dadzą wskazówki, co należy tam robić, ponieważ startowali tam częściej. To jednak kolejny dzień, wiemy, że będzie ciężko. Sam nasz awans jest wielkim osiągnięciem, a w dniu finału wzystko może się zdarzyć - przyznał.

Z pewnością atutem Polaków w finale będą zarówno znajomość bydgoskiego toru, jak również polska publiczność zgromadzona, aby dopingować Biało - Czerwonych. - Zdecydowanie tak. W sobotę my mieliśmy publiczność po swojej stronie, byli naszym dodatkowym zawodnikiem. W Polsce są niesamowici zawodnicy, jak również i kibice, więc na pewno będzie ciężko. Jednak jak pokazał dzisiejszy wieczór, każdy scenariusz jest możliwym - zaznaczył na koniec Stead.