
Ale ten polski żużel jest nudny ! Tak dobrze widzicie. Polski żużel jest nudny, nic się nie dzieje, żadnej adrenaliny. Normalnie nudy jak flaki z olejem. Nie chodzi mi oczywiście o same mecze, w których wojacy na motorkach, raczą nasze oczęta. To główne danie o nazwie speedway, nie jest nudna ale wręcz przeciwnie. Jak taki Tomasz Gollob, Piotr Protasiewicz, Jarosław Hampel czy też Damian Baliński rywalizują, to aż miło się patrzy i chce się więcej i więcej i jeszcze więcej. Bo to nudne być nie może.
Nudne jest za to drugie danie tej potrawy, taka przystawka przed lub po głównej potrawie, co to ją przygotowują polscy działacze, trenerzy a także ścigacze. Inaczej, bardziej konkretniej rzecz ujmując, to wszystko to co mówią oni nam w wywiadach. Bo to także tworzy klimat żużla.
No prześledźmy co oni robią.
Działacze zatrudniają zawodnika. Robią sobie z nim i nie tylko z nim fotki. Następnie udzielają wywiadu, że rozmowy były ciężkie ale zakończone sukcesem. Trenerzy, trenują i opowiadają, że ktoś ma talent albo i go nie ma, a zawodnicy informują, że tor był ciężki albo przeciwnik wymagający.
A jak przyjdzie co do czego, czyli do pytania, które miejsce w tym roku na koniec rozgrywek zajmie ich team, od wszystkich słyszymy – Liga jest ciężka, to jest sport, acha zapomniałbym aby dorzucić do pieca powiedzą, że to sport i to bardzo kontuzjogenny !
No krew się we mnie gotuje. No bo przecie jak czytam wywiady z działaczami, zawodnikami tudzież trenerami i napotykam na to pytanie. To tak jak bym czytał wywiad ciągle z jedną i tą samą osobą.
A dlaczego jeden czy drugi nie wzniesie się na swoje wyżyny i nie powie, że jego ekipa w tym roku pyknie mistrza i basta. Dlaczego trener Cieślak, Prezes Kuchar czy Jarek Hampel tego nie powiedzą, Rutecki, Sawarski czy PEPE, Wardzała, Bukowski czy też Tomasz Gollob. Po kiego grzyba było kupować Crump, Kostka czy Hliba ? Pytam !
Przecież to jest jasne jak księżyc, że kupuje się zawodników aby złoto zdobyć, stać się najlepszym i zapisać w kronikach. Tylko po kiego to się ukrywa ?
Z szacunku dla rywali ? Czy też ze wstydu, gdyż nie chcą wychodzić przed orkiestrę.
Przecież takie słowa tylko podgrzały by atmosferę krążącą dookoła żużla, która w mojej opinii zlekka przygasa. I zrobiło by się trochę klimatu, bo teraz jest trochę boring.
Powiecie ! Prawdziwi sportowcy mają godność i tego nie mówią, podobnie trenerzy działacze.
Bzdura !! i już podpieram to przykładami.
Że zacznę od tych nam najbliższych, bo polskich. Hubert Jerzy Wagner, świętej pamięci niestety. Co powiedział przed wyjazdem do Montrealu na Igrzyska Olimpijskie w 1976 czy też dwa lata wcześniej na Mistrzostwa ¦wiata ? Że jedzie po złoto. I przybył, zobaczył i zdobył.
Jedziemy dalej…
1968 rok Igrzyska Olimpijskie w Meksyku. Och jakże fantastyczne, takich Igrzysk to już nie będzie. Rozgrywane na wysokości 2000 m npm. Co przy jednoczesnym wysiłku powoduje lekką transfuzje krwi. No bo jak połączymy – wysokość plus wysiłek plus zawodnik, no to czerwone krwinki wariują i wypisz wymaluj lekka transfuzja krwi. Ale nie o tym miało być.
Na pływalni, 18 letni Niemiec – Mark Spitz. Młodzieniec ten nie ukrywa, ze interesuje go tylko jedno. Pobicie rekordu Dana Scholandera. Czyli wypływanie co najmniej 5 złotych krążków. Mark zdołał zdobyć zaledwie dwa i to w sztafetach. Inaczej mówiąc przegrał, lecz się nie zniechęcił i za cztery lata stawił się w Monachium. Jednocześnie posuwając się o dwa złota dalej, czyli krzyknął – Biorę całą pulę, siedem krążków ze złota ! No i zrobił to. Pyknął 22-letni chłopina z Niemiec siedem krążków z najcenniejszego kruszcu, a przy okazji jeszcze adidaski zareklamował stojąc na najwyższym stopniu podium.
No i jedziemy dalej…
Moje ulubione Igrzyska Olimpijskie roku 1968. Ach szkoda, że jeszcze wtedy mnie na świecie nie było. No ale trudno. Meksyk i Filippe Munoz, przegrał pływanko na setkę i została mu tylko dwusetka i to jeszcze klasyczna, co jego konikiem nie było. Lecz nie zamierza rezygnować. Ostro mówi, że wygra i basta. A jak nie to sobie w łepetynę huknie z pukawki. Powaga, jak bum cyk cyk. No i co ? No i wygrywa, pistolet okazał się zbędny a podobno był naładowany w jego torbie.
To tylko trzy przykłady ze światowych aren, obalające mit, iż prawdziwi działacze, trenerzy, zawodnicy nie powinni mówić konkretnie co ich interesuje. Jeśli są pewni, że walczą o najwyższe laury, wręcz nakazem jest głośno o tym krzyczeć, bo prawdziwi ludzie krytyki się nie boją. Ale ci nasi ludzie żużla jacyś w tej dziedzinie leniwi.
No to trzeba ich pobudzić, aby wrzeszczeć zaczęli czego chcą, a co za tym idzie przestali mydlić oczęta nasze. Ja jako prowodyr tego zaiste dziwnego zajścia, postanowiłem więc, rzucić się na głębokie wody i konkretnie, w tym, w czym się specjalizuję, czyli dziennikarstwie powiedzieć.
Uważam bowiem, że od kilkunastu miesięcy pisuję na najlepszym polskim portalu żużlowym. Ciężko pracowaliśmy i pracujemy aby ten sukces osiągnąć. No ale nie mamy zamiaru osiąść na mieliźnie, bo to jakoś nie w naszym stylu. Chcemy utrzymać żółtą koszulkę lidera a przy okazji być jeszcze lepsi. Czyli szybciej wam drodzy czytelnicy dostarczać żużelkowe info.
To jest nasz cel i basta !!
No ja już w swojej dziedzinie wyłożyłem kawę na ławę. Teraz niech nasi stricte żużlowi bohaterowie się odezwą.
A wic czekamy …