Motor Lublin ma 230 tysięcy złotych długu. Klub liczył, że zaległości spłaci sponsor. Nie udało się go pozyskać, ale jest nowy plan. Czasu na rozwiązanie problemu, zanim ruszy proces licencyjny, coraz mniej. Prezes Andrzej Zając nie ukrywa, że jest ciężko i liczy na wyrozumiałość żużlowców.

- Moglibyśmy pójść w upadłość układowa, ale nie chcemy tego – mówi Zając. - Wydaje się, że najlepszym rozwiązaniem byłoby podpisane ugód z zawodnikami. Zobowiązalibyśmy się do spłacenia wszystkich zaległości do 30 czerwca przyszłego roku. Terminu marcowego bym nie proponował, żeby później nie robić z siebie pajaca. W sumie żużlowcom zalegamy 40 tysięcy z sezonu 2014 i około 100 tysięcy z tego roku. Na dług składa się też kwota jaką musimy zapłacić za walkower do Polonii Piła i Głównej Komisji Sportu Żużlowego. Z GKSŻ negocjujemy częściowe umorzenie i liczymy na wyrozumiałość. Raz, że ośrodków jest bardzo mało, dwa że chcemy przetrwać. Jedno jest pewne, że jak już wyjdziemy z kłopotów to będę się trzymał ustaleń, które poczyniliśmy na spotkaniu prezesów i nie zapłacę za punkt więcej niż ustaliliśmy (maksymalna stawka ma wynieść 650 złotych – przyp. red.).

- Inna sprawa, że my nie byliśmy specjalnie rozrzutni. Niektórzy mówią, że niepotrzebnie płaciliśmy za podpis, ale z drugiej strony nie były to wielkie kwoty. Poza tym chcieliśmy być fair wobec zawodników. Nie pomógł nam ogromny dług z 2014 roku. Jednak 210 tysięcy złotych zaległości z tamtego sezonu spłaciliśmy – kończy Zając.

Najwięcej zrozumienia będzie musiał wykazać Ales Dryml. On był najskuteczniejszym żużlowcem Motoru w sezonie 2015 i jemu klub zalega najwięcej.