Za rok Polski Związek Motorowy ponownie zmierzy się z trudną materią Grand Prix na Stadionie Narodowym. Z tegorocznego skandalu z udziałem Ole Olsena i zawodników wyciągnięto wnioski. - Nie było w kwietniu zapasowej maszyny startowej to teraz będą trzy – mówi Andrzej Witkowski, prezes Polskiego Związku Motorowego.

- Nie było nadzoru nad Ole Olsenem, który zepsuł robotę to teraz damy swoich trenerów i toromistrzów, którzy będą mu patrzyli na ręce i wytykali błędy. Myśleliśmy, żeby zrobić tor polskimi siłami, ale nie znaleźliśmy firmy budowlanej, która byłaby zainteresowana pojedynczym zamówieniem na sumę niższą niż milion złotych. Zatem zostaje Olsen, który jednak kasę dostanie dopiero jak turniej się odbędzie. Będzie bardziej zmotywowany. Za ten rok też na razie dostał jedną transzę, bo reszta jest kwestią sporną - powiedział prezes PZM.

Za rok GP ma się udać także, dlatego że odbędzie się w maju, nie w kwietniu. Wtedy będzie cieplej i materiał będzie lepiej schnął. Kilka dni przed imprezą, dla sprawdzenia nawierzchni, zostanie przeprowadzony turniej juniorów. Dłużej ma też potrwać sama budowa toru.

– Oprócz zepsutej taśmy był problem debiutującego w cyklu dyrektora Phila Morrisa, który nie potrafił zapanować nad zawodnikami – wyjaśnia Witkowski. - Trzeba powiedzieć, że żużlowcy perfidnie wykorzystali sytuację. Wielu z nich ma pretensje, że BSI od lat nie podnosi im stawek, wiedzieli że po dwunastym biegu zawody zostaną uznane za odbyte i wykorzystali to. Próbowaliśmy im tłumaczyć, że niszczą imprezę, która ma być kołem zamachowym dla żużla w Polsce, poszedł do nich Wojciech Stępniewski, prezes Ekstraligi Żużlowej, ale nic to nie dało – dodaje Witkowski, który odwiedził redakcję Przeglądu Sportowego z osobami pracującymi przy Grand Prix. Od nich usłyszeliśmy, że hasło do buntu rzucił Greg Hancock, a Nicki Pedersen podchwycił myśl i także zaczął zachęcać innych, żeby nie jechali. Obu żużlowcom nie szło na torze. - Jak Ole Olsen był dyrektorem cyklu to takie sprawy załatwiał od razu, ale on miał siłę i autorytet – podsumował Witkowski.

Szef Polskiego Związku Motorowego szykuje też niespodziankę dla kibiców, którzy w kwietniu wychodzili ze stadionu źli na związek i Olsena. Zresztą wielu z nich zażądało zwrotu za bilety. – Mamy jeden pozew na sumę 31 tysięcy złotych – przyznaje Witkowski. – Za bilety zwrócić nie możemy, bo formalnie zawody się odbyły, a poza tym mamy jeszcze wewnętrzne rozliczenia z BSI. 8 października odbędzie się konferencja, na której poinformuję kibiców o propozycji rekompensaty. Ci, którzy byli w kwietniu będą mieli prawo pierwokupu wejściówek z niespodzianką. Dodam, że bilety zostają na tym samym, niskim poziomie - kwituje prezes PZM.