Kolejną ligową wpadkę zanotowała drużyna PGE Marmy Rzeszów, która w 16. kolejce Enea Ekstraligi tylko zremisowała na własnym torze ze Stalą Gorzów. Żurawie wciąż znajdują się więc w strefie spadkowej i w dwóch ostatnich rundach muszą nie tylko wygrywać swoje mecze, ale także patrzeć na postawę rywali i liczyć na łut szczęścia.

- Nie udało się wygrać więc nie mogę być zadowolony. Mimo, że gorzowianie to dobra ekipa, naszym celem było zwycięstwo, bo jechaliśmy u siebie. Nasza sytuacja robi się nieciekawa, teraz trzeba ostro zapierniczać, bo już nie możemy sobie pozwolić na żadną wpadkę, a do tego musimy spoglądać na ruchy naszych przeciwników w walce o utrzymanie - mówił po niedzielnym meczu zażenowany kolejną wpadką Dariusz Śledź.

Kibice zgromadzeni na stadionie w Rzeszowie do ostatniej chwili wierzyli w minimalną nawet wygraną ze Stalą Gorzów. Cztery ostatnie gonitwy zakończyły się jednak remisami i ostatecznie obie ekipy musiały zaakceptować podział punktów. Zdecydowanie trudniejsze jest to dla gospodarzy, którzy jadąc u siebie zgubili kolejne ligowe oczko. Problem według niektórych kibiców tkwił w zestawieniu biegów nominowanych, bowiem kreowany na lidera Nicki Pedersen pojechał w biegu czternastym, a nie ostatnim.

- Zestawienie biegów nominowanych wynikało ze zdobyczy punktowych zawodników. Fakt jest taki, że ten mecz przegraliśmy w czternastnym wyścigu, bo jadący w nim Nicki powinien był wygrać. Niestety Tomek Gapiński utarł nam nosa, ale taki jest sport i nie zawsze wszystko idzie pomyślnie - dodał krótko trener rzeszowian, który musi wykrzesać w swoich zawodnikach pełną koncentrację przed dwiema ostatnimi kolejkami Enea Ekstraligi.