Wczoraj żużlową Polskę obiegła informacja, iż Unibax Toruń żadą od trójki swoich żużlowców zwrotu ponad 300 tys. zł. Cała trójka odmówiła zwrotu pieniędzy, a sam mecenas reprezentujący zawodników twierdzi, iż przepisy nie są precyzyjne i nie ma podstaw do zwrotu owej kwoty.

- Z taką sytuacją spotkałem się po raz pierwszy. Nie ma podstawy prawnej do żądania takich pieniędzy od zawodników. Odebranie im pieniędzy już zapłaconych niczemu nie służy. Nie jest żadnym mechanizmem motywującym do poprawy wyniku. Motywacją może być obcięcie stawek na kolejny sezon. Wtedy zawodnik musi lepiej jeździć, żeby zarobić podobne pieniądze. A taki był przecież cel organu, który takie przepisy przygotował - wyjaśnia mecenas Wiktor Cajsel w rozmowie z "Gazetą Pomorską".

Dwa lata temu ustalono przepis, który mówi, że w przypadku spadku zawodnika w klasyfikacji indywidualnych średnich biegowych, klub może rządać od zawodnika zwrotu części zarobków. Przepis jest jednak na tyle nieprecyzyjny, że kłopoty z jego interpretacją ma nawet Speedway Ekstraliga, do której Unibax zwrócił się o wykładnię przepisów.

- W kontrakcie standardowym i przepisach Polskiego Związku Motorowego jest mowa, że klub może obniżyć wynagrodzenie na dany sezon, a nie za poprzedni. To kompletne dziwactwo. Według mnie, kluby szukają jedynie oszczędności, ale kosztem zawodników i bez podstawy prawne - dodaje mecenas Cajsel.

Unibax dał zawodnikom 14 dni na zwrot tych pieniędzy, ci w oficjalnych pismach odmówili zapłaty. Jeżeli obie strony nie dojdą do porozumienia, to konflikt rozstrzygnie trybunał Polskiego Związku Motorowego. Dodajmy, iż sprawa dotyczy Adriana Miedzińskiego, Ryana Sullivana oraz Darcy'ego Warda.